czwartek, 10 grudnia 2015

Kolumbia: nie taki diabeł straszny jak go malują

Jest tak pięknie i gorąco, że nie wiadomo kiedy ten czas leci. Tyle się wydarzyło, jak również nasze plany się kompletnie pozmieniały, więc warto to uporządkować.

Wracając do początku; wylądowałyśmy w Kartagenie 1 grudnia, gdzie byłyśmy 3 noce, potem tylko jeden dzień w Bogocie, następnie w Salento, camping w Valle de Cocora i Pereira.

Pierwszy dzień w Kartagenie był trochę ciężki i szokujący, po miesiącu spędzonym w Stanach, gdzie zaczęło nam już być całkiem różowo i wygodnie, czułyśmy się trochę zagubione w tym jakże ciepłym i owianym złą sławą kraju. Zupełnie inny język, kultura, rzucamy się w oczy; ciężko wtopić się w tłum z tym kolorem skóry. Karolina mówi trochę po hiszpańsku, a ja się głównie uśmiecham i mówię, że nie rozumiem. Przynajmniej tak to wyglądało na początku. W Kartagenie nie znalazłyśmy couchsurfing'u, ale za to miałyśmy tani hotel załatwiony przez znajomego Karoliny siostry, który ma kuzyna w Kartagenie. Pierwsze wrażenia; bezdomne koty, zagadywanie na ulicy, malutkie stoliczki z telefonami, które wyglądały jakby były skradzione dosłownie przed chwilą, upał i wyostrzone zmysły. Minimalny szok; co my robimy, dlaczego, przecież było nam już tak dobrze na tej Florydzie. Ale byłybyśmy bardzo głupie gdybyśmy się zniechęciły, co gorsza wycofały w tamtej chwili. Już następnego dnia czułyśmy się o wiele lepiej i pewniej. Pojawiły się sympatyczne akcenty - w jednym sklepie zrobiono nam zdjęcie i poproszono o podpisanie się na mapie świata, bo jeszcze nikogo wcześniej nie mieli z Polski. Następnego dnia poszłyśmy już do hostelu, żeby poznać ludzi, zrelaksować się, posłuchać historii i wkręcić się w klimat. Tego samego dnia spotkałyśmy się z chłopakiem z couchsurfing'u, który nie mógł nas gościć, ale chciał się spotkać i pokazać miasto. Wypożyczyliśmy rowery i zwiedziliśmy miasto po zmroku. Śmigałyśmy na niewiarygodnie różowych rowerach, oczywiście z kaskami pod kolor. A mówiono, żeby nie wyglądać jak turysta ;). Pan, który wypożyczał nam sprzęt uznał, że to nam się najbardziej spodoba, wyglądałyśmy co najmniej śmiesznie, do tego miałyśmy odblaskowe kamizelki, chociaż widząc jak jeżdżą samochody w Kolumbii założyłyśmy kamizelki bez wahania... Bardzo fajny Kolumbijczyk, wiedział bardzo dużo o mieście i historii. Już w Kartagenie wiedziałyśmy, że nasz plan na przejechanie wszerz całego kontynentu Ameryki południowej może się nie udać. Za mało czasu i wahanie, czy wystarczy nam pieniędzy, czy zdążymy, co jak będzie tak jak w Kartagenie i nie znajdziemy couchsurfing'u etc. Zaczęła się burza mózgów, miliony pomysłów.
Wieczorem jeszcze poznałyśmy dużo osób i również dowiedziałyśmy się od jednej dziewczyny, która podróżuje już od ponad roku po Ameryce południowej, o stronie internetowej "workaway". Jest to wolontariat w zamian za nocleg i zwykle również dostaje się śniadanie lub więcej posiłków. W tym momencie miała moją pełną uwagę, a w naszych głowach zaczął się już tlić pomysł na nasze dylematy: ograniczony czas, budżet i problemy ze znalezieniem couchsurfing'u. Zdecydowanie spodobał nam się pomysł zwolnienia tempa i zmiany trasy. Fenomenalnie jak życie same nam znajduje rozwiązania, albo również krzyżuje plany.

Po 3 dniach w Kartagenie był już czas jechać dalej, nie wiedząc jeszcze dokładnie jak się reszta potoczy kupiłyśmy lot do Bogoty, był dosłownie 50zł droższy niż autobus, a 15h krótszy. Na couchsurfing'u dostałyśmy duży odzew. Niestety głównie od osób bez referencji/komentarzy, cóż czekałyśmy dalej. Nagle dostałyśmy wiadomość od chłopaka z Bogoty, że nie może nas gościć, ale oferuję żeby dołączyć się do niego i jego znajomej na wyprawę do Salento i do Valle de Cocora, gdzie i tak planowałyśmy jechać, po chwilowej dyskusji zgadzamy się, co oznacza że spędzimy w Bogocie tylko jakieś10h. Lot liniami Viva Colombia byłyby bardzo udany, gdyby nie to, że po odebraniu plecaka jedna kieszeń plecaka była otwarta i nie było 2 pendrive'ów i scyzoryka (jego najbardziej żal). No cóż oby komuś dobrze służyło, nie wielka strata. Mamy jeszcze scyzoryk Karoliny.
Dziewczyna z Bogoty, z couchsurfing'u zgodziła się nas oprowadzić po mieście, a w zamian chce ćwiczyć angielski-super układ. Cudowna dziewczyna, wzięła nas na dworzec, gdzie kupiłyśmy bilety na nocny autobus do Pereira, gdzie następnego dnia rano miałyśmy się spotkać z naszą dwójką towarzyszy podróży (wszystkie miejsca w ich autobusie zostały już wykupione). Wzięła nas nawet do siebie do domu, gdzie wysłałyśmy pierwsze zapytania o wolontariat w okolicy Salento i Pereira.

Znaleźliśmy się z Mauricio i Carol w Pereira bez problemu. Mauricio znał świetnie okolice, podobno bywa tam dość często. Nie dziwię mu się, bo było tam przepięknie. Salento w niczym nie przypominało Kartageny, ani Bogoty. Spokojne miasteczko z panami w sambrero, grającym na gitarach. Dużo sklepików z ręcznie robiony rzeczami, większość pod turystów, również tych Kolumbijskich turystów. Jakoś tak sielankowo... Podoba nam się. Zdjęcia, piwo, muzyka i czas spać.
Następnego dnia pojechaliśmy do doliny (Valle de Cocora), widok zapiera dech. Jest przepięknie. Mauricio zapytał, czy chcemy zrobić naszą przyprawę na lewelu ciężkim, czy strasznie ciężkim: wszystkie w 3 zgadzamy się na strasznie ciężki szlak i było warto. Zdjęcia nie są w stanie oddać piękna tych widoków. Udało nam się wdrapać na górę, mimo zadyszki, a po drodze zobaczyć kolibry. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i poszliśmy spać do namiotów. W nocy wcale nie było ciepło, skończyło się na tym, że miałam czapkę, bluzę, dwie pary leginsów, śpiwór, a na stopach, oprócz skarpetek, miałam założone rękawiczki. Następnego dnia pożegnaliśmy się i pojechaliśmy w swoje strony, oni do innego parku i gór, a my już miałyśmy odzew z "workaway", żeby pomóc w przygotowaniu festiwalu, który jest już w tą sobotę, czyli jutro, a my od 4 dni pocimy się wraz z szóstką innych wolontariuszy i grupą latynosów. Jest świetnie! I już nie możemy doczekać się festiwalu- Kolumbijska wersja "Burning Man", który oryginalnie odbywa się w Nevadzie. Będzie muzyka elektroniczna i prawdopodobnie nieprzespany weekend.

Continue Reading
4 komentarze
Share:
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Featured Post Via Labels

Instagram Photo Gallery