Foz do Iguazu to nasz kolejny przystanek po Kurytybie, miasto jest sympatyczne, ale przyjechałyśmy tam dla wodospadu, a nie miasta. Widok jest przepiękny, i nie bez powodu największa część wodospadu nazywana jest "devil's throat" (diabelskie gardło)
W Foz do Iguazu zatrzymałyśmy się u Brazylijczyka Artura, który mieszka ze swoją fantastyczną rodziną. Był grill z jego rodziną, odwiedziliśmy miejsce, gdzie stykają się ze sobą granice 3 krajów: Brazylii, Argentyny i Paragwaju, rozmowy do późna, brazylijska tapioka (na bazie kukurydzy placki z różnymi dodatkami) i wiele innych momentów. Drugiego dnia przyjechał chłopak z Hong Kongu, który jako ciekawostka grał w piłkę nożną dla reprezentacji swojego kraju. W 4 pojechaliśmy odwiedzić słynny wodospad, którego nie da się opisać, jedynie może zdjęcia mogą. Tak jakby ziemia zapadła się w tym miejscu i puszczono tamtędy nieworygodną ilość wody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz